Gdy Viognier kradnie show – historia pewnej degustacji
- Jacek Jesionowski
- 14 mar
- 2 minut(y) czytania
Nie wiem, czy to kwestia wieku, ale im dłużej obcuję z winem, tym mniej ufam etykietom, a bardziej własnym kubkom smakowym. Dlatego do tej degustacji podszedłem z dystansem – zwłaszcza że na stole pojawiły się trzy wina, które na pierwszy rzut oka obiecywały zupełnie różne doznania. Elibo Alaverdi White Semi-Dry, Emiliana Novas Gran Reserva Viognier i Tabali Pedregoso Cabernet Sauvignon Gran Reserva – oto bohaterowie dzisiejszego spektaklu.
Zacznijmy od największej zagadki – Elibo Alaverdi White Semi-Dry. Gruzińskie półwytrawne białe? Nie powiem, podszedłem do niego z lekką podejrzliwością. Nos jest nietypowy – miód, suszone owoce, delikatna herbata. Pierwszy łyk i... jest trochę słodyczy, ale zrównoważonej przyjemną kwasowością. Coś pomiędzy białym winem a herbatą z pigwą. Jest poprawne, ale brakuje mu pazura. Jak randka, która miała potencjał, a skończyła się rozmową o pogodzie. Nie do końca jest to mój gust, ale dla lubiących większą słodycz jest z pewnością ciekawą propozycją za niecałe 40 zł.
Czas na Emiliana Novas Gran Reserva Viognier. I tu muszę przyznać – miłość od pierwszego łyka. To wino jest jak doskonały letni dzień w butelce – soczyste, kremowe, a jednocześnie pełne świeżości. Morela, brzoskwinia, kwiaty pomarańczy – aromaty, które otulają zmysły niczym letnia bryza. W ustach pełne, delikatnie oleiste, z piękną równowagą między owocową słodyczą a subtelną kwasowością. To wino, które nie narzuca się swoją wielkością, ale uwodzi krok po kroku, łyk po łyku. Idealne do długich rozmów, wieczorów na tarasie i chwil, które chce się celebrować. Jeśli miałbym polecić jedno białe wino na specjalne okazje – to właśnie to.
Na koniec czerwone – Tabali Pedregoso Cabernet Sauvignon Gran Reserva. Brzmi dumnie, prawda? Gran Reserva zawsze budzi pewne oczekiwania, zwłaszcza jeśli pochodzi z Chile. Nalewam do kieliszka i... cóż, kolor piękny, głęboki, obiecujący. Nos? Jest ciemna wiśnia, jest czekolada, trochę tytoniu – klasyka gatunku. W ustach wino jest solidne, ale czy zachwycające? Ma dobrą strukturę, taniny nieco szorstkie, ale do steka będą w sam raz. Problem w tym, że czekam na fajerwerki, a dostaję porządnie wykonaną, przewidywalną symfonię odczuć. Smaczne? Oczywiście. Ekscytujące? Nie do końca. Może miałem zbyt wysokie oczekiwania.
Trzy wina, trzy zupełnie różne światy. Elibo Alaverdi to zagadka, która intryguje i pozostawia więcej pytań niż odpowiedzi. Emiliana Novas to czysta radość picia – świeżość i balans w najlepszym wydaniu. A Tabali Pedregoso? Solidny zawodnik, choć nie wzbudził we mnie większych emocji. Ale czyż nie o to chodzi w dobrym winie?
Comments